Przed chwilą słychać było pełną udręki skargę: „Boże mój, Boże mój...” - jęk wyrażający krańcowe opuszczenie. Bóg był tak daleki! Jednak nie poza zasięgiem jęku, gdyż Jezus Go wzywał. Również i my, dopóki Go wzywamy — mimo naszych buntów — wciąż możemy wierzyć, że jest obecny, że pozostaje przy nas. Tylko całkowite milczenie między nami a Nim oznaczałoby śmierć takiej wiary. A ileż jest psalmów sprzeciwu, które są mimo to nieustannym, upartym wołaniem do Boga?
Teraz jednak ton wołania jest inny: „Ojcze, w Twoje ręce...” Chociaż ból męki na krzyżu jest już udręką ponad miarę, a Bóg wydaje się na nią nie reagować, to jednak nie dotyka nas jakiś ślepy los, jakieś fatum, coś bezosobowego: On wciąż pozostaje Kimś. On zawsze jest Ojcem. Nawet w tej godzinie ciemności. Być może właśnie wtedy bardziej niż kiedykolwiek.
Słowo „ojciec” zawiera w sobie wszystkie paradoksy. Ojciec jest kimś odległym, „transcendentnym”, jest tym, który wymaga szacunku dla reguł i dzierży władzę. Ale ojciec to również uosobienie bliskości i czułości, człowieczeństwa i współczucia. Krótko mówiąc - jest jednocześnie prawem i łaską. W odniesieniu do Boga Ojca my również możemy myśleć i postępować w sposób paradoksalny: możemy być zalęknieni albo ufni, możemy Go wielbić albo błagać, możemy Go traktować z chłodnym respektem albo okazywać Mu wdzięczność za Jego przebaczenie.
Pan Jezus poprzedził nas w tej różnorodności postaw wobec Ojca, przechodząc przed nami przez wszystkie te paradoksy. Wzywał Boga i Ojca jako tajemnicę i zarazem jako Osobę, której można całkowicie zaufać — nawet w agonii na krzyżu.
1. „W Twoje ręce...”
Powierzyć coś w czyjeś ręce oznacza pozbyć się tego, a więc to utracić. Tutaj jednak chodzi o ręce Boga. A te ręce są pod każdym względem rękami wyjątkowymi.
Gdy otwieramy Pismo Święte, możemy w nim znaleźć wiele wzmianek, które odnoszą się do „rąk” bądź też do „ręki” Boga. Cały historyczny proces zbawienia jest w Jego rękach, i wszystko, co się dzieje, pochodzi z Jego rąk. Gdybyśmy chcieli policzyć wszystkie fragmenty, które nawiązują do Bożych rąk oraz do tego, co te ręce czynią, ich lista ciągnęłaby się bardzo długo. Ręka Pana nigdy nie jest ręką zbyt krótką (Lb 11,23); może zaciążyć nad całym narodem (1 Sm 5,6). Jego dłonie są dłońmi garncarza (Hi 10,8-9); On „nawiedza winorośl, którą zasadziła Jego prawica” i którą my jesteśmy (Ps 80,15); dziełem Jego rąk jest niebo (Ps 102,26), jak też i ludzie (Ps 119,73). Ręce Boga napinają łuk tęczy na nieboskłonie (Syr 43,11-12); ręka Pańska wybawia z Szeolu (Am 9,2); z rąk Boga tryskają promienie (Ha 3,4). Nikt nie ma takiej władzy, żeby kogoś wyrwać z ręki Ojca (por. J 10,29).
Również i ręce Jezusa uzdrawiają z chorób. Pan Jezus dotyka trędowatego, a on może odejść oczyszczony z trądu (Mt 8,3); ujmuje za rękę teściową Piotra i podnosi, a ona od razu może Mu usługiwać (Mt 8,15); pochyla się nad martwą już córką Jaira, a ona się budzi (Mt 9,25); dotyka oczu niewidomego, a on może przejrzeć (Mk8,23).
Czemu nie powierzamy się tym rękom ze słowami: „W Twoje ręce, Panie...”?