s. Miriam o Ikonie

Czym jest ikona? dziś dużo sie mówi o ikonie, wręcz słyszy się często, że jest „moda na ikonę”. Coraz więcej osób zaczyna się interesować ikoną, próbuje uczyć się sztuki pisania ikon. Widzimy dzisiaj prawdziwy renesans ikony nie tylko na chrześcijanskim Wschodzie, ale i na Zachodzie, który jakby szuka prawdziwej sztuki, prawdziwego piękna, które gdzieś na skutek różnych przyczyn się zagubił.

Ogólnie i bardzo krótko ujmując rzecz, dla nikogo nie jest dziwnym stwierdzenie, że sztuka obecnie jest w wielkim kryzysie, jak i filozofia, z którą sztuka zawsze jest ściśle związana. Uczono nas, wpajano nam bardzo pozytywne spojrzenie na rozwój dziejów sztuki, tak jakby dokonywała się stopniowa ewolucja i z każdą kolejną epoką poczucie piękna, środki i formy wyrazu osiągały nowy stopień rozwoju. Jeśli patrzeć z takiego punktu widzenia, ikona jest tylko jakimś wzorem sztuki średniowiecza, na swój sposób doskonałej, ale takiej, która wypełniła już swoją rolę i ustąpiła miejsce odważnemu renesansowi, z jego perspektywą zbieżną, z jego trójwymiarowością, z jego humanizmem, przenikniętym podziwem nad godnością i pieknem ludzkiego ciała, lecz czasem posuniętym aż do „materializacji ducha”. Renesans z kolei ustąpił miejsca następnym epokom. Rozwój oczywiście się odbywa, temu zaprzeczyć nie można, ale widzimy wszyscy, że dziś nastąpił jakiś punkt zwrotny historii. Sztuka na Zachodzie, ta profesjonalna coraz bardziej staje się niezrozumiała dla „zwykłych zjadaczy chleba”, a to powoduje wzrost różnego rodzaju pop kultury, po którą sięga większość ludzi. Przepaść między nimi jest ogromna do tego stopnia, że w społeczeństwie zaciera się wyczucie tego co jest dobre i co jest piękne.  Widzimy również, że to dotyczy również pojęcia „sztuka sakralna”. Do wnętrz kosciołów przenika sztuka (to samo można mówić o muzyce), której daleko jest do miana „sakralnej” – ale to jest właśnie powodowane tym rozdarciem między sztuką profesjonalną, niezrozumiałą, i sztuką mas – niestety często o bardzo niskich walorach estetycznych. (Dawniej nie było takiego rozdarcia i sztuka ludowa, choć różniła się od kościelnej, często miała pozytywny wpływ na tę ostatnią, i odwrotnie). A więc wszyscy z nadzieją patrzą wstecz. Szukają odpowiedzi w ikonie. Czy można o tym mówić jak o cofnięciu się, jak o jakiejś „niepłodności” dzisiejszej sztuki, że to już jest koniec „ewolucji”?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, powinniśmy spojrzeć na ikonę inaczej. Jest ona czymś więcej niż tylko dziełem sztuki i dlatego nie wolno jej umieszczać w szeregu zmieniających się epok, jako coś co już przestało wyrażać ducha naszego czasu i ma dla nas jedynie wartość historyczną.  Ma ona wartość ponadczasową i ponad historyczną. Artyści chrześcijańscy, którzy w pierwszych wiekach po wyjściu z katakumb szukali nowego języka malarskiego, takiego, który różniłby się od realistycznego, panującego ( o b. wysokim stopniu rozwoju) w pogańskim świecie hellenizmu. Znali oni bardzo dobrze zasady perspektywy i światło-cienia, które później „odkryli” artyści renesansu. Ale świadomie zrezygnowali z nich na rzecz „perspektywy odwróconej”, dwówymiarowych przedstawień, odrealnionych postaci, czasem wręcz abstrakcyjnego podejścia do drugorzędnych rzeczy czy osób na obrazie.

Czemu to miało służyć? chrześcijańscy artyści po pierwsze byli najpierw chrzećijanami, potem artystami – ich dzieła miały sens o tyle, o ile były wyznaniem wiary. Wiary żywej i często posuniętej aż do męczeństwa. Wszystko na ikonie jest podporządkowane wykładowi podstaw wiary  - nawet nie tyle Evangelium pauperum – Ewangelią ubogich, niepiśmiennych,  - ale wykładnią nauki Kościoła, która byłaby czytelna dla wszystkich. Językiem nie pisanym czy mówionym, ale językiem piękna. Dlatego nigdy ikona nie jest wyrazem indywidualizmu artysty, przekazem jego wewnętrznych przeżyć, choćby najbardziej duchowych. Ikonopis staje się przekaźnikiem nauki Kościoła, czyli prawdy obiektywnej, dlatego tworzy w posłuszeństwie kanonom, które Kościół zatwierdził, a nie własnym pomysłom. Tutaj ikonopisarz jest przyrównywany do kapłana który sprawując Eucharystię, nawet jeśli czyni to w pojedynkę, nigdy nie jest sam – łączy się z całym Kościołem i sprawuje sakrament  w imieniu Kościoła. Tak samo praca ikonopisarza jest związana z odpowiedzialnością o przekaz czystości wiary, takiej, jaką naucza Kościół. (Ikona przede wszystkim przedstawia dogmat, nie rzeczywistość historyczną. Naprzykład ikona Maryi z Dzieciątkiem nie pokazuje naturalną i czułą miłość matki do dziecka, ale mówi o nadnaturalnym zrodzeniu przedwiecznego Słowa przez Dziewicę, o relacji najczulszej jaka tylko może być między Bogiem i stworzeniem. Dlatego na ikonach Dziecię Jezus przedstawiany jest jako dorosły młodzieniec w pomniejszeniu, nie zaś jako pulchne niemowlę – On który jest Synem Maryi jest również Jej Stwórcą)

Ikona nie jest jakimś szyfrem, gmatwaniną symboli, które trzeba rozgadywać na długich medytacjach. Ale „czytanie” ikony wymaga znajomości języka, którą została napisana (można powiedzieć że dziś ludzie o wiele bardziej potrzebują różnych komentarzy niż kiedyś – gdy symbole „mówiły” do ludzi już od dziecka), gdyż zawiera w sobie całe spektrum różnych znaczeń. Jest to czytanie ikony podobne do czytania Słowa Bożego – wymaga wyczulenia wewnętrznego zmysłu na obecność w nim Ducha Bożego. Ikona, gdyż jest zapisem wiary, uważana jest za Słowo w barwach, czy teologię w barwach. Ułatwia zrozumienie ikony znajomość tekstów liturgii bizantyjskiej. Ikona jest nierozdzielną częścią liturgii wschodniej, jest w niej zanurzona, w niej jakby uczestniczy. Teksty Ojców greckich, z których utkana jest, wraz ze Słowem Bożym, ta liturgia, są też natury ikonicznej, dlatego ikona wyrwana z kontekstu tej liturgii staje się mniej zrozumiana. Chociaż i chrześcijański Zachód długo, aż do nadejścia epoki renesansu mówił językiem ikony, dlatego ikona nigdy nie stała się obcą żadnemu chrześcijańskiemu środowisku (nawet takiemu ikonoburczemu jak protestantyzm). Można nawet mówić, że ikona odgrywa ważną rolę w ruchu ekumenicznym, jednocząc wyznania na płaszczyźnie piękna.

Mówiąc o ikonie, nie wolno pominąć tematu obecności. Stary testament zakazuje wszelkich wyobrażeń Boga. Ale w Nowym testamencie ten zakaz traci swoją moc, gdyż Bóg sam się ukazuje w Swoim Synu. Wszystkie spory o ikonę w historii w gruncie rzeczy były sporami o wcielenie: czy rzeczywiście Bóg stał się człowiekiem, w jakim stopniu człowieczeństwo Jego uczestniczy w Bóstwie, i, co z tego wynika, czy ciało, czyli materia, w ogóle może mieć coś wspólnego z Boskością, czy jest tylko etapem „przejściowym” w procesie zbawienia? Czy wolno nam czcić materię?

Skoro Syn Boży przyjął ciało, to miał On ludzką twarz, oczy, usta, włosy. Można więc go przedstawiać na obrazach. Wraz z ciałem wstąpił do nieba, naturę ludzką uwielbił w Sobie samym.

Skoro jest to prawdą w odniesieniu do Syna Bożego, to i nasze ciało może zostać przebóstwione. Z tego rozumienia wywodzi się i kult relikwii świętych i kult obrazu.

Z tego się zrodził kolejny problem: skoro wolno nam przedstawiać Pana Jezusa i świętych, to czy wolno tym obrazom oddawać cześć? Siódmy Sobór Powszechny odpowiada: Tak! Gdyż oddajemy cześć nie malowidłu, tylko przestawianym Osobom.

Od czasu renesansu Zachód oddalił się od rozumienia takiej roli obrazu w kulcie, obrazy coraz bardziej odzwierciedlały fantazje malarza, który ubierał Maryję i świętych we współczesne mu modne szaty, za modelki wybierał piękne znane pospólstwu kobiety. Trudno takim obrazom oddawać cześć (choć nie wolno kwestionować ich walorów i mocy oddziaływania). Na ikonie przedstawienie ma być takie, by nie zakłócało kontaktu z Żywą Osobą, przedstawianą na obrazie, tak jak okno przestałoby spełniać swoją rolę, gdyby szyba została zamazana. Przedstawienie ma być transparentne. Nie zmącone emocjami, które narzucałyby widzom własne przeżywanie malarza. 

Przez ikonę przeżywamy obecność przedstawianej osoby. Nie jest to obecność substancjalna, jak w Eucharystii. Ale prawdziwa, gdyż obraz zawsze ma ścisły związek ze swoim pierwowzorem. Dlatego w gruncie rzeczy ikona nie jest do medytacji, jest do wchodzenia w dialog, w obecność tego, którego przedstawia. Przez obraz jak przez Słowo pisane komunikujemy się z Bogiem.

Ikona wprowadza nas w świat przemieniony, taki jakim będzie w jego ostatecznym wypełnieniu, eschatologii. Jest lakoniczna, małomówna, pokornie mówi o tym, że posługując się znanymi nam formami ukazuje przedsmak świata, który jest nieporównanie piękniejszy niż jego zapowiedź, przedstawiona na ikonie. Przedstawia materię uduchowioną, prześwietloną światłem od wewnątrz (gdyż nie potrzeba już światła słońca lub światła lampy…), które jest światłem boskości. Każe naszym oczom „pościć”, patrząc na pewną surowość i beznamiętność postaci, ale to pozwala nie skupiać się na zmysłowym, powierzchownym pięknie, ale szukać to piękno ukryte, emanujące z duchowej energii, której ikona jest przekaźnikiem.

s. Maria