O zgadzaniu się z wolą Bożą

Św. Alfons o tym, jakie pożytki płyną ze zgadzania się z wolą Bożą? Według słów św. Jana Chryzostoma cała doskonałość Bożej miłości polega na zgadzaniu się z wolą Bożą. Tak jak nienawiść rozdziela wolę nieprzyjaciół, tak miłość jednoczy wolę przyjaciół, by jeden chciał tylko tego, co jest wolą drugiego. Święty Hieronim pisał do Demetriady: „To samo chcieć i tego samego nie chcieć – oto dopiero trwała przyjaźń!”. Mędrzec Pański powiada z kolei, że dusze rozmiłowane w Bogu zgadzają się chętnie na Jego wolę (Mdr 3, 9). Nasza wola to największy skarb, jaki posiadamy, stąd też ofiara z niej stanowi najmilszy dar w oczach Bożych. Takiej ofiary Bóg domaga się od nas ustawicznie i z taką usilnością: „Synu, daj mi swe serce” (Prz 23, 26). Daj Mu wszystko, cokolwiek chcesz, ale jeżeli zatrzymasz sobie swą wolę, nie będzie z ciebie zadowolony. Zbyt często jednak oszukujemy samych siebie, kiedy, podejmując pewne sprawy wedle swego kaprysu, pragniemy, żeby wola Boża zastosowała się do naszej i mówimy: „Przecież to dzieło Boże, to będzie na chwałę Bożą!”. Łudzimy się, bo największa chwała, którą możemy dać Bogu, to ta, że się poddamy Jego świętej woli.

Błogosławiony Henryk Suzo mawiał: „Kiedy opływasz w oświecenia i pociechy wewnętrzne, Pan Bóg nie ma z tego tyle chwały, ile z twego poddania się Jego świętej woli”. Błogosławiona Stefania de Soncino ujrzała raz w widzeniu kilka znajomych osób, wyniesionych w niebie do rzędu Serafinów. Kiedy zapytała, przez co tak wysoko wzniosły się w świętości, otrzymała odpowiedź: przez doskonałe zjednoczenie się z wolą Bożą. Cała złość i przewrotność grzechu polega na tym, że jest buntem przeciw woli Bożej. Jak powiada św. Anzelm, kierując się własną wolą, wbrew woli Najwyższego, niejako zdzieramy koronę chwałę ze skroni Stwórcy. Tak jak korona jest wyłączną oznaką królewską, tak rządzenie się swą wolą, niezależnie od kogokolwiek, jest wyłącznym przywilejem samego Boga. Prorok Samuel nazwał sprzeciwianie się woli Bożej rodzajem bałwochwalstwa (zob. 1 Sm 15, 23). Jest to zaiste bałwochwalstwo, bo wtedy człowiek, zamiast oddać cześć woli Bożej, oddaje ją swojej własnej. Z jednej strony cała przewrotność stworzenia polega na buntowaniu się przeciw Stwórcy, z drugiej zaś cała szlachetność i doskonałość polega na poddaniu się Jego woli. Kto się zgadza z wolą Bożą, staje się człowiekiem wedle serca Bożego, jak to powiedziano o Dawidzie (Dz 13, 22). Nadto jeszcze, powiada Pan, dusza taka będzie nazwana mianem, które oznacza: „Moje «w niej» upodobanie” (Iz 62, 4), ponieważ w duszy tej obumarła zupełnie własna wola i żyje w niej jedynie wola Boża. Szczęśliwa zatem ta dusza, która razem z oblubienicą z Pieśni nad pieśniami może zawołać: „Dusza moja roztopiła się, gdy mówił” (Pnp 5, 6). Dlaczego? Tak jak substancje płynne nie są zdolne zachować swych własnych kształtów, tylko przybierają formę naczynia, w którym się mieszczą, tak samo też dusze miłujące Boga nie zachowują swej własnej woli, lecz we wszystkim stosują się do Jego zarządzeń. Starają się mieć uległą i gotową na wszystko wolę, skłaniającą się chętnie do wszystkiego, co się podoba Bogu, a strzegą się uporu i ciągłego sprzeciwiania się. Instrument muzyczny tylko wtedy ma jakąś wartość, kiedy posłuszny jest władaniu artysty, inaczej nie przynosi żadnego pożytku.  

Wiadomo, że ludzie wprawdzie chętnie się zgadzają z wolą Bożą w pomyślności, ale już nie w nieszczęściu. Jest to jednak wielka nierozumność, bo w taki sposób podwójnie odczuwamy karę nam wymierzoną – i to jeszcze bez zasługi z naszej strony, bo czy się zgadzamy, czy nie, wola Boża musi się spełnić (zob. Iz 46, 10). Stąd taka chora, która zżyma się i niecierpliwi na swe cierpienia i gniewa się na wszystkich, nie tylko, że przez to nie zmniejszy swych boleści, ale przeciwnie, jeszcze je pomnoży przez ów wewnętrzny niepokój, jaki za sobą pociąga opieranie się woli Bożej (Hi 9, 4). W przeciwnym zaś razie, przyjmując spokojnie święty krzyż z ręki Bożej, odczułaby mniej jego ostrze, przy czym miałaby jeszcze i tę pociechę, że przez swoje cierpienie podoba się Bogu. Naprawdę wielką radość sprawia Sercu Zbawiciela ten, kto w chwili utrapienia powtarza za Psalmistą: „Zamilkłem, ust mych nie otwieram: Ty bowiem to sprawiłeś” (Ps 39, 10). Ostatecznie nie mamy nikogo, kto by się lepiej starał o nasze dobro niż nasz Bóg. Nie ma też nikogo, kto by nas bardziej miłował nad Stwórcę. Bądźmy pewni, że cokolwiek na nas dopuszcza, czyni to dla naszego dobra, z miłości ku nam. Niejedną rzecz uważamy za nieszczęście dla siebie; tak ją nazywamy, ale gdybyśmy umieli wyczytać z niej zamiary Pana, uznalibyśmy w niej wielką łaskę Bożą.

Czemu więc nie oddamy się w ręce tego najlepszego Ojca? Czyż nie byłoby to szaleństwem, gdyby ślepy, idąc tuż nad brzegiem przepaści, nie chciał się dać prowadzić przez czułą rękę ojca i sam szukał sobie drogi wedle swego uznania? Szczęśliwe te dusze, które poddają się kierownictwu Boga i idą drogą przez Niego wskazaną! Ojciec Saint-Jure opowiada o pewnym młodzieńcu, którego nie chciano przyjąć do Towarzystwa Jezusowego, ponieważ nie widział na jedno oko. Każdy byłby skłonny sądzić, że kalectwo to było dla niego wielkim nieszczęściem, a przecież stało się inaczej – zapewniło mu ono los jeszcze piękniejszy, najpiękniejszy, o jakim mógł zamarzyć: ostatecznie bowiem przyjęto go, ale pod warunkiem, że uda się na misje do Indii. I rzeczywiście, uczynił tak i umarł tam za wiarę chwalebną śmiercią męczeńską.