Pierwsza nauka wielkopostna

Kardynał  Raniero  Cantalamessa, kaznodzieja papieski, wygłosił w Auli Pawła VI pierwsze wielkopostne kazanie do Kurii Rzymskiej. Jak zaznaczył na wstępie celem jego tegorocznych kazań jest postawienie Ducha Świętego w centrum całego życia Kościoła, zwłaszcza teraz, kiedy trwają prace synodalne. To bowiem Duch Święty pomaga chrześcijanom stawiać czoła zachodzącym zmianom i zachować nowość Ewangelii.

Historia i życie Kościoła nie zatrzymały się na Soborze Watykańskim II: "Biada temu, kto uczyniłby z niego" to, co próbowano zrobić z Soborem Trydenckim – zgromadzenie, którego uchwały miały być niezmienne..

Gdyby życie Kościoła zatrzymało się w miejscu, zauważył kaznodzieja Domu Papieskiego, "stałoby się jak rzeka, która docierając do przeszkody: nieuchronnie zamienia się w bagno". W tym kontekście kardynał przypomniał myśl Orygenesa, który w III wieku zauważył, że nie wystarczy "raz się odnowić; trzeba odnawiać  się nieustannie". W tym samym duchu wypowiadał się nowy Doktor Kościoła św. Ireneusz, który pisał: prawda objawiona jest jak "drogocenny trunek zawarty w cennym naczyniu". Dzięki działaniu Ducha Świętego nieustannie się odmładza i sprawia, że odmładza się także waza, która go zawiera. ”Waza", która zawiera prawdę objawioną, wyjaśnił kardynał, "jest żywą tradycją Kościoła". „Cennym trunkiem" jest przede wszystkim Pismo Święte, ale Pismo Święte czytane w Kościele.. Duch Święty jest "ze swej natury nowością".

Co więcej, również społeczeństwo "nie zatrzymało się w czasie Vaticanum II, ale uległo zawrotnemu przyspieszeniu". Zmiany, które kiedyś "dokonywały się w ciągu stulecia lub dwóch, dziś dokonują się w ciągu dekady". Ta potrzeba „nieustannej odnowy "nie jest niczym innym jak potrzebą nieustannego nawrócenia, rozciągniętego od pojedynczego wiernego na cały Kościół w jego ludzkim i historycznym aspekcie". Ecclesia semper reformanda.

Prawdziwy problem nie "leży więc w nowości; leży raczej w sposobie podejścia do niej". W rzeczywistości każda nowość, każda zmiana jest "na rozdrożu; może obrać dwie przeciwstawne drogi: albo drogę świata, albo drogę Boga: albo drogę śmierci, albo drogę życia". Teraz istnieje "nieomylny środek, aby za każdym razem obrać drogę życia i światła: aby podążać za Duchem Świętym".

Kardynał zaznaczył, że intencją jego wielkopostnych rozważań jest właśnie zachęcenie nas do postawienia Ducha Świętego w centrum całego życia Kościoła, a w szczególności, w tym czasie, gdy  trwają prace synodu.

Konkretnie, celem tego pierwszego kazania jest podjęcie refleksji, nad początkami  Kościoła.

Rzeczywiście, Dzieje Apostolskie ukazują wspólnotę, która "jest, krok po kroku, prowadzona przez Ducha Świętego. Jego kierownictwo jest sprawowane nie tylko w wielkich decyzjach, ale także w sprawach mniej ważnych".

Z pewnością nie jest to prosta i gładka droga, droga rodzącego się Kościoła. "Pierwszy wielki kryzys - przypomniał Cantalamessa - to ten dotyczący przyjęcia pogan. A decyzja podjęta przez apostołów w Jerozolimie o przyjęciu pogan do wspólnoty jest rozstrzygnięta już na wstępie  tymi niezwykłymi słowami: "Wydawało się to dobre Duchowi Świętemu i nam" (Dz 15, 28)".

Nie chodzi o to, by zagłębiać się "w archeologię Kościoła, ale by wydobywać na światło dzienne, wciąż na nowo, paradygmat każdego eklezjalnego wyboru". Nietrudno bowiem "dostrzec analogię między otwartością, jaka dokonała się wówczas wobec pogan, a tą, jaka dokonuje się dzisiaj wobec świeckich, zwłaszcza kobiet, i innych kategorii ludzi".

W tym sensie przykład Kościoła apostolskiego "oświeca nas nie tylko w zakresie zasad inspirujących, czyli doktryny, ale także w zakresie kościelnej praxis", ponieważ "mówi nam, że nie wszystko rozwiązuje się za pomocą decyzji podjętych na synodzie lub dekretu"; istnieje potrzeba "przełożenia tych decyzji na praktykę,  na tak zwaną "recepcję" dogmatów". A do tego potrzebny jest "czas, cierpliwość, dialog, tolerancja; czasem nawet kompromis": bo przecież, gdy dokonuje się on w Duchu Świętym, "kompromis nie jest ustępstwem, czy obniżeniem wartości prawdy, ale jest miłością i posłuszeństwem wobec sytuacji".

W całej historii przywołanej przez kardynała Cantalamessa Piotr "wyraźnie jawi się jako pośrednik między Jakubem a Pawłem, to znaczy między troską o ciągłość a troską o nowość". W tej mediacji "jesteśmy świadkami zdarzenia, które może być pomocne także dla nas dzisiaj". Zdarza się, że Paweł "w Antiochii wytyka Piotrowi hipokryzję za to, że unikał zasiadania do stołu z nawróconymi poganami". Według kaznodziei, ówcześni "konserwatyści" obwiniali Piotra, że "poszedł za daleko, udając się do poganina Korneliusza"; Paweł natomiast "wytyka mu, że nie poszedł wystarczająco daleko".

Piotr jednak w żaden sposób nie "zgrzeszył obłudą". Dowodem jest to, że przy innej okazji Paweł "sam zrobi dokładnie to, co Piotr zrobił w Antiochii": w Lystrze kazał obrzezać swojego towarzysza Tymoteusza "z powodu - jak napisano - Żydów, którzy byli w tamtych okolicach (Dz 16,3), to znaczy, żeby nikogo nie zgorszyć". A do Koryntian pisze, że "uczynił się "Żydem u Żydów, aby pozyskać Żydów" (1 Kor 9, 20)".

Rola pośrednika, jaką Piotr pełnił między "przeciwstawnymi tendencjami Jakuba i Pawła", trwa do dziś "w jego następcach".

Z pewnością nie - i to "jest dobre dla Kościoła" - "w sposób jednolity w każdym z nich, ale według właściwego każdemu z nich charyzmatowi, który Duch Święty - i jak można przypuszczać podlegli mu kardynałowie - uznał za najbardziej potrzebny w danym momencie historii Kościoła".

W obliczu wydarzeń i "rzeczywistości politycznej, społecznej i kościelnej - przyznał kaznodzieja - jesteśmy skłonni natychmiast opowiedzieć się po jednej stronie i demonizować drugą, pragnąć triumfu naszego wyboru nad wyborem naszych przeciwników". Jeśli wybucha wojna, zauważył, wszyscy modlą się do tego samego Boga, aby dał zwycięstwo ich wojskom i unicestwił wojska wroga". Nie dlatego, że "nie wolno mieć preferencji w dziedzinie politycznej, społecznej, teologicznej i tak dalej, ani że można ich nie mieć"; nigdy jednak nie należy "żądać, by Bóg stanął po naszej stronie przeciwko przeciwnikowi".

W tym roku, przypomniał Kardynał Raniero,  obchodziliśmy czterechsetną rocznicę śmierci Franciszka Salezego, który żył w czasach naznaczonych również gorzkimi kontrowersjami. W tym sensie wszyscy powinniśmy stać się "salezjańscy": "wyrozumiali i tolerancyjni, mniej zakorzenieni w naszych osobistych przekonaniach", świadomi tego, jak wiele razy "musieliśmy uznać w sobie, że pomyliliśmy się co do osoby lub sytuacji, i jak wiele razy my również musieliśmy dostosować się do sytuacji".

- Z natury jesteśmy skłonni do nieprzejednanej postawy wobec innych i pobłażliwej wobec siebie, podczas gdy powinno być odwrotnie: surowi dla siebie, cierpliwi dla innych. Już samo to postanowienie, potraktowane poważnie, wystarczyłby, by pobożnie przeżyć nasz Wielki Post. Zwolniłoby to nas z innych postów i przysposobiło do bardziej owocnej i pogodnej pracy we wszystkich dziedzinach życia Kościoła. Doskonałym ćwiczeniem w tym zakresie jest uczciwość w osądzie własnego serca wobec osoby, z którą się nie zgadzamy. Kiedy uświadamiam sobie, że sam przed sobą kogoś oskarżam, to muszę uważać, by nie stanąć natychmiast po swojej stronie. Muszę przestać w kółko powtarzać swoje racje, jak ktoś żujący gumę, a zamiast tego spróbować postawić się w sytuacji drugiej osoby, aby zrozumieć jej racje i to, co ona mogłaby mi powiedzieć. To ćwiczenie powinno być wykonane nie tylko w odniesieniu do konkretnej osoby, ale także w odniesieniu do nurtu myślowego, z którym się nie zgadzam i proponowanego przez niego rozwiązania pewnego problemu będącego przedmiotem dyskusji (na Synodzie lub gdzie indziej). Św. Tomasz z Akwinu daje nam tego przykład: każdą ze swoich tez poprzedza racjami przeciwnika, których nigdy nie trywializuje ani nie ośmiesza, ale traktuje poważnie, a następnie odpowiada na nie swoim „Sed contra”, czyli racjami, które uważa za najbardziej zgodne z wiarą i moralnością. Zadajmy sobie pytanie: czy my również tak postępujemy? - zachęcił kaznodzieja Domu Papieskiego.