Mam na imię Natalia, mam 25 lat i pochodzę z Siedlec na Podlasiu. 14 października rozpoczęłam moje pierwsze, tzw. „próbne” trzy miesiące w klasztorze. Moje powołanie do życia zakonnego zaczęłam odkrywać w klasie maturalnej. Nie wyobrażałam sobie nie pójść na studia, a głos Pana Jezusa składałam na moje wyobrażenia i poddawałam wątpliwościom. Z pasji do niemieckiego i angielskiego wybrałam lingwistykę stosowaną i wyjechałam mając 19 lat na studia do Poznania. Kiedy zaczęło się życie studenckie, a z nim pojawił się potencjalny kandydat na męża, czułam wewnętrzne rozdarcie i zaczęłam zadawać Panu Bogu pytania o to, jakie są Jego oczekiwania. Prosiłam, aby dał mi odpowiedź i tak się niedługo stało. Pamiętam z najdrobniejszymi szczegółami jesienny wieczór w Poznaniu, gdy byłam na Mszy Świętej i modliłam się, patrząc na obraz Pana Jezusa Miłosiernego. Dodam jeszcze, iż czytałam od czasu matur „Dzienniczek św. S. Faustyny Kowalskiej”. Poczułam, że gdy tylko wejdę do domu mam zajrzeć do Dzienniczka. Całą drogę powrotną czułam jakby ktoś mi powtarzał: „Zajrzyj do Dzienniczka. Zajrzyj do Dzienniczka”. Czułam się tak, jakby ważyły się moje losy i czułam, że dostanę zaraz odpowiedź. Pamiętam, że weszłam do pokoju i podeszłam po ciemku do biurka, zapaliłam lampkę i ze łzami w oczach i mocno bijącym sercem otworzyłam Dzienniczek. Zobaczyłam Słowa, należące do Pana Jezusa: „Chcę cię poślubić sobie”. Pamiętam, że poczułam zdumienie, czytałam to zdanie kilka razy i po dłuższej chwili płacząc powiedziałam: „Nie.” Zaraz później zaczął się mój pierwszy związek, trwający trzy lata. Moim marzeniem było założenie rodziny i posiadanie dzieci. Moim marzeniem były podróże i w ciągu tych sześciu lat mieszkałam w czterech miastach – w Poznaniu, Wiedniu, Krakowie i Warszawie. Prowadziłam życie intensywne i wypełniałam sobie czas wieloma zajęciami. Pracowałam już w czasie studiów jako lektor języka ang. i niem. dla dorosłych, zaliczyłam przygodę w pracy jako rekruter w korporacji i korepetytor. Jak przez to wszystko zdołał „przebić się” Pan Jezus? Nie wiem J Jest to Jego tajemnica. Wiem jednak, że odkąd wtedy powiedziałam moje „nie” na Jego zaproszenie, dał mi szansę robienia tego, co tylko chciałam. Dał mi wolność. A ja z czasem przekonywałam się, że zdobywając to, gdzie widziałam swoje szczęście i spełnienie, odczuwałam coraz większe poczucie pustki i rozczarowania. Tak było w relacjach damsko-męskich, z pracą, wyjazdami itd. Ciągle czułam niedosyt i pamiętałam o „tamtym” wieczorze, żyjąc w pewności, że raz odrzucone zaproszenie Pana Jezusa już się nie powtórzy. Oczywiście się myliłam J Gdy miałam 23 lata, zaczęły powracać myśli o powołaniu i zaczęłam się otwierać na zadawanie Panu Jezusowi pytań o to, jak ma dalej wyglądać moje życie. Byłam wtedy już po odmówionej Nowennie Pompejańskiej w intencji dobrego męża, a każdy kolejny kandydat okazywał się gorszym od poprzedniego J Nie poddawałam się jednak i dalej starałam się układać swoje życie po świecku. W międzyczasie zaczęła się cała seria „znaków”, które pokazywały mi, że Pan Jezus mnie chce jako siostrę zakonną. Po jakimś roku „pękłam” J Przestałam się zapierać przy „swoim” i w modlitwie oddałam Panu Jezusowi kontrolę nad moim życiem, prosząc, by pokazał mi, co mam robić i jak to wszystko ma wyglądać, bo ja nie mam pojęcia. Nie znałam żadnych sióstr zakonnych poza Niepokalankami, u których byłam na jednych rekolekcjach. Pan Jezus po mojej wstępnej zgodzie wkroczył mocno do akcji J W czasie najbliższej spowiedzi po tym dał mi kapłana, od którego dowiedziałam się o siostrach redemptorystkach i który dał mi kilka cennych wskazówek. Zapamiętałam zwłaszcza słowa: „Powołanie trzeba obronić”. W czasie piątego i ostatniego roku studiów w Warszawie to właśnie robiłam – broniłam mojego powołania, walcząc o czas na codzienną Mszę Świętą i budowanie relacji z Panem Jezusem i Maryją – szczególnie w codziennej modlitwie różańcowej. Zaczął się proces oddawania, a Pan Jezus z przyjętym przeze mnie darem powołania dał mi radość, pokój serca i poczucie bycia kochaną jak nigdy dotąd. Życie z Nim to najpiękniejsza przygoda i ciągłe zaskoczenia i olśnienia. Na koniec chciałabym podzielić się fragmentem zapisanym przeze mnie w czasie tegorocznych rekolekcji przed przyjściem do klauzury: „Panie. Stawiasz mnie dzisiaj przed pytaniem, co ja tutaj robię, dlaczego pragnę przekroczyć klauzurę. Ty to wiesz wszystko. Jestem tu, bo przede wszystkim i co najważniejsze, Ty mnie tu przyprowadziłeś. Jestem tutaj, bo zgodziłam się przyjąć Twój pomysł na mnie. Jestem tu, bo dałeś mi taką łaskę i wiele innych. Jestem tu dzięki Twej wytrwałości, miłości i przebaczeniu. Miłości, która się nigdy ode mnie nie odwróciła, nawet gdy ja bezlitośnie Cię odpychałam, łamiąc Ci Serce. Ty nigdy nie dałeś się odtrącić. Zrobiłeś tak wiele Panie, żebym dostała to, czego na danym etapie życia pragnęłam. Zawsze szanowałeś moją wolność i moje wybory, uczucia, pragnienia, wolę. Nie odbierałeś mi na siłę tego, co Tobie się nie podobało. Martwiłeś się o mnie i trwałeś. Jestem tu, bo poznając Cię lepiej, odkryłam Skarb, jakim Ty jesteś. Jestem tu, bo Cię kocham i pragnę kochać coraz bardziej. Jestem tu, bo Ty jesteś Żywy i ja pragnę żyć w bliskości z Tobą. Jestem tu, bo nie pragnę już być gdzieś indziej. Jestem tu, bo wiem, że nigdy mnie nie zawiedziesz i proszę, bym ja nie zawiodła Ciebie. Umocnij moją wiarę Panie, niech nie ograniczam Twojej wszechmocy do tego, co mi się wydaje.”
Natalia - aspirantka