W Nowennie do św. Józefa

W naszym ogrodzie stoi  figura św. Józefa z Dzieciątkiem.. Cichy i  milczący, ziemski ojciec Jezusa  ma być dla nas przykładem i przewodnikiem w tym niespokojnym Trzecim Tysiącleciu. Tak uważała Sługa Boża Marta Robin.

 Józef był cieślą, a w jego czasach był to zawód bardzo ceniony, jak przekazuje tradycja żydowska, wykonywali go ludzie mądrzy i uczeni. Niektórzy twierdzą, że to środowisko dostarczało Izraelowi najlepszych rabinów. Kiedy czytamy w Biblii o deportacji do niewoli babilońskiej to pośród królów, książąt i innych wybitnych ludzi wymienia się także cieśli.

We wszystkich wydarzeniach ewangelicznych - tych radosnych jak poślubienie Maryi i tych dramatycznych jak choćby noc, kiedy Józef zmagał się z decyzją jak zachować się wobec kobiety, którą kochał, a która stała się brzemienną, przyjmuje on postawę milczącą. Przeżywa wszystko, szuka światła, ale…nie mówi nic. Jednak to jego milczenie nie jest jakimś wycofaniem czy ucieczką od rzeczywistości. W Ewangeliach nie wypowiada nawet pół słowa, ale podejmuje różne działania jak choćby ucieczka do Egiptu, a potem powrót. Ktoś pięknie napisał, że Józef milczy, by zostawić w sobie przestrzeń, która nie będzie zajęta jego słowami. Zostawia w sobie miejsce dla Boga i dla Jego słow. To bardzo budująca postawa – zrobić w swoim życiu miejsce dla Boga. Stanąć w cieniu i odkryć, że to jest najlepsze miejsce. Tam, gdzie się pojawia Józef panuje klimat pokoju, ciszy i dyskrecji. Wszystko staje się jakby subtelniejsze.

 

 Gdy patrzymy na ikonę Bożego Narodzenia wydaje się, że  św. Józef jest gdzieś w tle, a na obrazach jest malowany często jako starzec, co jest wielkim nieporozumieniem. Wiemy już teraz na pewno, że był młodym człowiekiem. Nigdy nie wysuwał się na pierwszy plan. Na przykład w  Ewangelii św. Mateusza, która opowiada o przybyciu mędrców Józef wydaje się być nieobecny. „Zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją, padli na twarz i oddali Mu pokłon”. Później ofiarowali dary…O Józefie Mateusz nie wspomniał.

 

Św. Józefa spotykamy tylko w radosnych  tajemnicach różańca. Myślę, że był radosnym człowiekiem, zanurzonym w codzienność, pracowitym, skromnym. W swej prostocie i cichości – Józef jest ujmujący. Wzór męża i ojca na dzisiejsze czasy. I może dlatego pasuje na Patrona Trzeciego Tysiąclecia. „Szczęśliwy człowiek…, który w Prawie Pańskim upodobał sobie i rozmyśla nad nim dniem i nocą”. Ten psalm (1) odnosimy do niego. Józef jest szczęśliwym człowiekiem!  A szczęście  przychodzi wtedy, gdy jest się zanurzonym w miłości, Józef zaś bardzo kochał Maryję i jej Dziecko, dla którego stał się Cieniem Ojca. Gdy tak pobędziemy na modlitwie ze świętym Józefem odkryjemy cały wachlarz jego zalet. On  należy do grona „niezbędnych” świętych. Wzywamy go w różnych potrzebach, także tych związanym z wychowaniem, bo przecież był on świętym wychowawcą Boga-Człowieka i żył z Nim pod jednym dachem. Trudno byłoby nam wyobrazić sobie Boże Narodzenie bez św. Józefa, prostego i pięknego człowieka, ubogiego cieślę z królewskiego rodu Dawida.

 

Święci stają się „widoczni” i znani także przez cuda, które czynią. Wydawać by się mogło, że św. Józef za wiele cudów w dzisiejszych czasach nie czyni. Na temat jego aktywności   w tej dziedzinie wiele by mogła powiedzieć św. Teresa z Avili („Temu chwalebnemu Świętemu, jak o tym wiem z własnego doświadczenia, Pan dał władzę wspomagania nas we wszystkich naszych potrzebach (...). Nigdy jeszcze nie spotkałam nikogo, kto by prawdziwe miał do niego nabożeństwo i szczególną mu cześć oddawał, a nie osiągnął coraz większych korzyści w cnocie, bo on w sposób dziwnie skuteczny wspomaga każdą duszę, która mu się poleca”).  Trzeba jej posłuchać, przecież chcemy osiągać postępy w cnocie.

 

Wspomnę jeszcze o pewnym bracie zakonnym – Andrzeju (Alfred Besset) zmarłym w 1937 roku, kanonizowanym przez papieża Benedykta XVI siedem lat temu. Zainicjował on budowę Oratorium św. Józefa w Montrealu, największego na świecie sanktuarium św. Józefa, gdzie przybywają miliony pielgrzymów.  W młodości poznał świat ciężkiej pracy i wyzysku, musiał pogodzić się nie tylko ze swoją fizyczną słabością, lecz przede wszystkim z  brzemieniem sieroctwa i nędzy. Na pewnym etapie swego życia zwrócił się o pomoc do św. Józefa, prosząc go, by był dla niego ojcem. Ten prosty braciszek ze Zgromadzenia Krzyża Świętego, sam kruchego zdrowia, miał dar uzdrawiania wszystkich, którzy zgodzili się, by uzdrowienie dotknęło nie tylko ich ciała, lecz również duszy. Gdy tej zgody w nich nie znajdował, uzdrowienia też nie było. Przybywało do niego tysiące ludzi, a on po prostu polecał ich św. Józefowi, zachęcał do noszenia jego medalika i sugerował, by nacierali się oliwą z lampek płonących wcześniej przed figurą św. Józefa.

Zachęceni przez św. brata Andrzeja, módlmy się więc i my do św. Józefa, niech stanie się nam bliski i niezbędny. I powierzajmy też jego wstawiennictwu nasze rodziny, przyjaciół, by uzdrowienie dotknęło nie tylko ich ciała, ale i duszy. (s. E.K.)