Gdy myślę o ojcu Janie nie mogę nie myśleć z wdzięcznością. Był Bożym człowiekiem „kapłanem Pana”, człowiekiem głębokiej modlitwy. Nie tylko otwartym na Boga, ale jakby chłonącym wszystko to, co Boże i przez to tak bardzo otwartym na drugiego człowieka – zawsze bezwarunkowo. Potrafił spotykać Boga w drugim człowieku a jednocześnie dawać innym bliskość Boga, Boży pokój, dobroć, radość, nadzieję, ufność. Ufność była strukturą jego osobowości, tak bardzo głęboka, bo dojrzewała w cierpieniu... Ojciec Jan był bardzo wrażliwy, naznaczany charyzmatem, ale nigdy nie „przeegzaltowany”, chciał dawać tylko to, czego sam głęboko doświadczał, czym żył. Czasem patrząc na Ojca spontanicznie nasuwały mi się słowa z proroka Izajasza: Duch Pana Boga nade mną...” I tak było...Pragnął intronizacji Serca Pana Jezusa w ludzkich sercach, ale przede wszystkim w swoim własnym. Pragnął, by Pan Jezus żył i działał przez niego i w tym łaska Boża go wspierała i teraz w pełni bliskości Boga może powiedzieć ze św. Pawłem „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”. Tylko „wiara, która działa przez miłość” jest prawdziwa i żywa, wtedy można powiedzieć, że „człowiek jest drogą do Boga i Bóg jest drogą do człowieka”. Ta głęboka prawda rozbrzmiewa przez życie Ojca Jana. Niech Pan Bóg sprawi, by miłość, która była sensem i celem jego życia teraz stała się dla niego pełnią na całą wieczność.
s. Ewa B.