Spotkałam Ojca Jana, jeszcze jako studentka. Koleżanka zaprosiła mnie na parę dni do Zakopanego. To był wyjazd przez niego organizowany. Ten czas - ogromnie ważny, dzięki rozmowie z nim i świadectwu jego kapłańskiego życia (poczucia sacrum) i jego modlitwy zaowocował we mnie zbliżeniem się do Kościoła, do parafialnej wspólnoty. Potem uczestniczyłam w prowadzonej przez niego Szkole Modlitwy i w Seminarium Odnowy w Duchu Świętym. Ojciec Jan pomógł mi spotkać się z Jezusem, zachwycić się Nim i pójść za Nim. Pamiętam jak na letnich oazach na Rynianie, na których był ojciec moderatorem, przy różnych zajęciach np. przy myciu naczyń, czy przygotowywaniu posiłków toczyły się między nami, uczestnikami poważne rozmowy: o Bogu, o modlitwie, o życiu oddanym dla innych. A jednocześnie ile tam było radości, wyrażającej się w żartach, w śpiewie, w podziwie dla natury (Rynias jest ogromnie malowniczym miejscem). Ojciec Jan wszystkiego doglądał, a przede wszystkim miał dla nas młodych czas i nasze zmagania i wewnętrzne walki „przerabialiśmy” razem z nim przede wszystkim na modlitwie. Nigdy nie zapomnę jego mądrych rad, ale też pamiętam, że nigdy nie narzucał się z nimi, pozwalał na to, by „dusza” doszła sama. Po prostu nas szanował i czuliśmy to w sercu.
Zawdzięczam mu wiele, dla mnie był kapłanem, serce którego śpiewało zawsze alleluja!
Dziękuję Bogu, ze pozwolił mi spotkać w życiu takiego człowieka. Wierzę, że będzie nas, naszą wspólnotę nadal wspierał z nieba.
s. Ewa K.