Pokora u św. Alfonsa
W ramach przygotowania do Uroczystości św. Alfonsa Liguori zapoznajmy się z różnymi jego tekstami, dzisiaj na temat pokory:
Przy budowie domu pierwszeństwo przed murami i sufitem ma fundament, choćby inne elementy były nawet ze złota, tak samo w życiu duchowym pokora poprzedzać powinna inne cnoty i wypierać z duszy pychę, której sprzeciwia się Bóg.
Święty Grzegorz mówi, że ten, kto ćwiczy się w wielu cnotach, a nie ma pokory, podobny jest do kogoś, kto wystawia pył na podmuch wiatru, by w krótkim czasie porozwiewał go na wszystkie strony. Jak mówi podanie, żył sobie na pustyni pewien pustelnik, który u ludzi uchodził za świętego. Czując się już bliskim śmierci, zawezwał do siebie swego opata i prosił go, by mu przyniósł święty wiatyk. Przełożony zadośćuczynił jego prośbie. Zdarzyło się wówczas, że przy tym obrzędzie znalazł się także znany powszechnie złodziej. Przejęty jednak do głębi poczuciem swej niegodności, nie odważył się wejść do celi pustelnika. Wołał jedynie z pokorą na zewnątrz: „O, gdybym ja był tak święty, jak ty jesteś!”. Posłyszał to umierający mnich i nadęty pychą odpowiedział: „Zapewne wielce byłbyś szczęśliwym, gdybyś był tak święty, jak ja!” I cóż się stało? Złodziej, skruszony, udał się do kapłana, żeby się wyspowiadać, w drodze jednak stoczył się w przepaść i zginął. Niedługo po nim zakończył swe życie także ów pustelnik. Przy jego łożu był inny mnich i opłakiwał śmierć swego towarzysza, a ze śmierci przestępcy okazywał wielką radość. Kiedy zapytano go zaś o przyczynę tego dziwnego zachowania, odpowiedział, że złodziej zbawił się dzięki skrusze, w której żałował za swoje grzechy, zaś jego współbrat poszedł do piekła za pychę, którą żywił w swym sercu. Nie należy jednak sądzić, że mnich ten dopiero w chwili śmierci dał się unieść taką pychą – jego sposób mówienia każe wnioskować, że nałóg ten już od dawna był zakorzeniony w jego sercu i dlatego tak marnie zginął.
Słusznie zatem poucza św. Augustyn, że jeżeli pokora nie będzie wyprzedzała naszych uczynków i nie będzie nam towarzyszyła aż do śmierci, wszystko, co dobrego uczynimy, przez pychę będzie nam wydarte. Ta piękna cnota była zbyt mało znana na ziemi i zbyt mało kochana, a wręcz pogardzana i znienawidzona, bo wszędzie panowała pycha, która stała się początkiem upadku Adama i wszystkich jego potomków. Syn Boży na to właśnie zstąpił z nieba, by nas tej cnoty nauczyć – nie tylko słowem, lecz także własnym przykładem. W tym celu ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi (Flp 2, 7). Nie dosyć na tym: nawet między ludźmi chciał być uważanym za najbardziej odepchniętego ze wszystkich, tak że Izajasz nazywa Go „wzgardzonym i odepchniętym przez ludzi” (Iz 53, 3).
Widzimy to w Betlejem, kiedy w nędznej stajence, złożony w żłobie, spoczywa między bydlętami; widzimy to w Nazarecie, kiedy w ukryciu ubogiego domku rzemieślnika spełnia posługi zwykłego ucznia ciesielskiego; widzimy to w Jerozolimie, kiedy Go biczują jak niewolnika, policzkują jak ostatniego z ludzi, cierniem koronują dla wyszydzenia Jego królewskiej godności, a wreszcie przybijają jako skazańca i zbrodniarza do krzyża. Po tym wszystkim posłuchajmy Jego nauki: „Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13, 15). Jezus po to przyjął na siebie tyle zelżywości, byście i wy za Jego przykładem nimi nie wzgardzili. O tej pokorze Boskiego Zbawcy poucza św. Augustyn: „Jeżeli to lekarstwo nie wyleczy nas z pychy, to już nie wiem, co mogłoby nam skuteczniej pomóc!”; pisząc zaś do Dioskura, wyraża się w następujący sposób: „Jeżeli chcesz wiedzieć, przyjacielu, przez jaką cnotę najlepiej stać się możemy uczniami Chrystusa Pana i zjednoczyć się z Bogiem, to powiadam ci, że na pierwszym miejscu stawiam pokorę, na drugim pokorę i ilekroć zapytasz, to samo odpowiem...”.