W Ewangelii Jezus odwołuje się do czasów Noego. Panowało wtedy powszechne zepsucie. „Bóg żałował, że stworzył ludzi na ziemi…” (Rdz 6, 6). Konsekwencją tego był „potop”. Jedynie Noe go uniknął, bo – jak mówi Pismo - żył w przyjaźni z Bogiem. Czy dzisiejszy świat nie przypomina trochę czasów Noego? Czego więc możemy się spodziewać, gdy przyjdzie Chrystus, gdy ukaże się w swoim majestacie, by dokonać sądu? Przypomnienie tamtych czasów powinno być dla nas przynagleniem, zachętą do świadomej czujności i życia w przyjaźni z Bogiem. Zabójcze dla tej czujności jest przyzwyczajenie, monotonia: „przed potopem jedli i pili i nie spostrzegli się…” Nie rozpoznali czasu przyjścia Pana. Czy możemy tego uniknąć? Zadajmy sobie pytanie, jaka jest nasza „miłosna uwaga” (tak mówią mistycy), czy codzienność nas nie przytłacza swoim zabieganiem. A może zbyt łatwo ulegamy bierności, apatii? Czy cieszymy się życiem, czy czujemy się przyjaciółmi Boga i dlatego każda chwila, w której może On przybyć, nawet niespodziewanie, wzbudza w nas radość?