Listopad nastraja...
Podobno w średniowieczu mnisi używali często powiedzenia „Memento mori” nawet w charakterze powitania kogoś, kto zjawiał się w klasztorze. Miało ono przypomnieć o tym, że śmierć jest czymś nieuniknionym, jest kresem życia człowieka. Sentencja ta wiąże się z fragmentem biblijnej Księgi Syracydesa (14, 12) „Pamiętaj, że śmierć nie zwleka…” To wszystko prawda, ale nie ma w tym grozy, jest raczej stwierdzenie faktu, że śmierć niewątpliwie nastąpi i dlatego… trzeba żyć uczciwie.
Refleksja nad tajemnicą śmierci wciąż towarzyszy człowiekowi. Snuli ją myśliciele w różnych epokach, pojawia się jako częsty motyw w literaturze i sztuce. Artyści okresu baroku chętnie przypominali o rzeczach ostatecznych, o przemijaniu, śmierci, sądzie ostatecznym, piekle… Współcześnie uciekamy od myślenia o sprawach ostatecznych. Tak jakby zaprzeczanie miało sprawić, że śmierci nie będzie.
Skąd taki temat? Listopad zawsze nastraja „eschatologicznie”. Odwiedzamy naszych bliskich na cmentarzach, snujemy różne refleksje o znikomości życia i jego przemijalności. Ten temat pojawia się też w rekolekcjach naszej bł. Marii Celeste. W samym środku rekolekcji, rankiem szóstego dnia, nasza Założycielka poleca nam rozmyślać o śmierci człowieka sprawiedliwego. Jest to jeden z najpiękniejszych jej tekstów. Warto nim ucieszyć serce i wczytać się z radością w te słowa skierowane przez Boga Ojca do nas, aby uczyć się właściwie myśleć o tym najważniejszym dla każdego człowieka momencie życia na ziemi, kiedy będziemy wracać do Ojczyzny.
I tak dusza – pisze Maria Celeste - bez żadnego lęku biegnie do wiecznego Dobra i śmierć jest dla niej snem najsłodszego pokoju, upragnioną podróżą do Ojczyzny, aby mogła dojść do swojego centrum, skąd wyszła jej istota, gdzie była poczęta od wieków, aby tam cieszyć się w wieczności dobrem Tego, którego zawsze pragnęła objąć i zjednoczyć się z Nim.
I najpiękniejsza konkluzja tego dnia rekolekcji zamyka się w słowach: Jak piękna jest śmierć, gdy się żyło umierając. Popatrz, jak żyjesz, a zobaczysz, czy śmierć będzie dla ciebie ciężarem, czy radością; żyj umierając i tylko pamięć o śmierci niech będzie twoim życiem.
Myślę, że Matka Celeste chciała nam przypomnieć, że perspektywa śmierci, pamięć o niej ,może gruntownie przemienić codzienne życie człowieka, nadać mu nową jakość i głębię. Ukierunkować na Pana, jak to napisał św. Paweł: „Dla mnie żyć to Chrystus, a śmierć jest mi zyskiem. Tylko człowiek autentycznie wierzący może wyrazić to w ten sposób: „śmierć jest dla mnie zyskiem”. Przypomnijmy sobie obrzęd Chrztu. Kapłan pyta najpierw, jakie imię rodzice wybrali dla dziecka, i potem „O co prosisz Kościół Boży?” Pada odpowiedź: „O wiarę”. „Co daje ci wiara?” – „Życie wieczne”. Dzisiaj bywa tak, że ludzie formalnie przyjmują ten święty sakrament może nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że wiara jest jakby kluczem do życia wiecznego.
Życie wieczne nie może być dowiedzione, niestety nauki przyrodnicze są tutaj bezradne. Ale posługując się tylko zasadą myślenia ludzki umysł potrafi znaleźć powody, które urealniają istnienie życia po śmierci. Przede wszystkim, istnieje powszechna wśród ludzi tęsknota za „czymś więcej”, niż jedynie to, co ten świat mógłby nam ofiarować. Jakby istniało głęboko wpisane w człowieczeństwo to pragnienie, aby żyć wiecznie. Na początku swoich „Wyznań” pisze o tym również św. Augustyn:
„Stworzyłeś nas bowiem jako skierowanych ku Tobie. I niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie”.
Być może wiele osób odrzuca dziś wiarę, gdyż życie wieczne nie wydaje się im rzeczą zbyt pociągająca. Nie chcą życia wiecznego, lecz obecnego, a wiara w życie wieczne wydaje się im przeszkadzać. Inaczej myśli ateista, inaczej człowiek wierzący tradycyjnie, inaczej ten kto autentycznie spotkał Jezusa.
Święty Augustyn w swoim długim liście o modlitwie, skierowanym do pewnej wdowy rzymskiej, napisał: „ W gruncie rzeczy pragniemy tylko jednej rzeczy — szczęśliwego życia, życia, które po prostu jest życiem. Słowo „życie wieczne” usiłuje nadać imię tej nieznanej dla nas rzeczywistości, ku której zdążamy. Może to będzie moment zanurzenia się w oceanie nieskończonej miłości, w którym czas — przed i potem — już nie istnieje. Czym jest to życie wieczne? Papież Franciszek mówi, że jest „niezmierzoną i bezinteresowną miłością Ojca, którą Jezus ofiarował na krzyżu, oddając swoje życie dla naszego zbawienia. Ta miłość przez działanie Ducha Świętego opromieniła nowym światłem ziemię i każde ludzkie serce, które ją przyjmuje”.
Wszyscy chrześcijanie są wezwani do życia według Ewangelii w sposób doskonały. Nie mówi się już dzisiaj o stanie zakonnym jako stanie doskonałości w Kościele. Każdy ochrzczony ma być święty. Właściwym natomiast celem życia konsekrowanego jest „proroctwo”. Zakonnicy mają być prorokami, którzy przez wybór wartości ewangelicznych mają za zadanie „obudzić świat” na wartości królestwa Bożego. Tymi wartościami są na pierwszym miejscu czystość, ubóstwo i posłuszeństwo, właściwe samemu Jezusowi z Nazaretu. Żyjąc tymi wartościami przyszłego życia zakonnicy budzą ludzki świat z uśpienia. Cały Kościół ma to słyszeć. Zakonnicy kroczą tą drogą jako pierwsi i mają być tymi, którzy przygotowują drogę patrząc na Jezusa, " który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala” (Hbr 12, 2).
Osoby zakonne są więc prorokami. Są tymi, które wybrały podążanie za Jezusem, naśladując Jego życie w posłuszeństwie Ojcu, w ubóstwie, w życiu wspólnotowym i w czystości. Piękne powołanie: dar, tajemnica i misja! W Kościele my – osoby zakonne - mamy świadczyć o tym, jak na tej ziemi Jezus żył i mamy przepowiadać, jak królestwo Boże będzie kiedyś wyglądać. Osoba zakonna nigdy nie może zrezygnować z prorokowania. Nie powinna odczuwać lęku czy zmieszania przed tym zadaniem, ale wdzięczność za dar i zaufanie ze strony Boga. Pomyślmy o tym, czego dokonali wszyscy wielcy święci mnisi, zakonnicy i zakonnice począwszy od św. Antoniego, opata. Bycie prorokiem to ogłaszać z mocą Ewangelię, być zaczynem dobra i miłości, światłem wskazującym drogę, bo jak mówi Pismo „ani oko nie widziało ani ucho nie słyszało”, co Pan nam przygotował po śmierci. To życie, które przeżywamy, tu i teraz, ma być życiem szczęśliwym. Przygotuje nas ono bowiem do wejścia w życie wieczne. Pamiętanie o śmierci, o spotkaniu z Bogiem, które musi nastąpić ma nam przypominać o życiu wiecznym, do jakiego jesteśmy zaproszeni i jednocześnie ma nam ukazywać bezcenną wartość codzienności, jej piękno i celowość. Przypomnijmy sobie to wymowne zdanie, które św. Teresa od Dzieciątka Jezus i Św. Oblicza wypowiedziała w chwili swego odchodzenia do Domu Ojca: „Ja nie umieram, ja wchodzę w Życie”.
Ten nasz Bóg jest Miłością i to przejście – wchodzenie w Życie dokona z tym większą miłością, im bardziej nasza codzienność będzie umieraniem sobie. Jeszcze raz powtórzmy w sercu te słowa: ”Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, co przygotował Pan tym, którzy Go miłują”. Niech sentencja „memento mori” to właśnie nam przypomina, że kiedyś wejdziemy w niezmierzoną miłość Ojca.
s. Ewa Klaczak OSsR