Bł. Maria Celeste "działa"

Przedstawiamy historię p. Klaudiusza, który otrzymał łaskę dzięki wstawiennictwu bł. Marii Celeste Crostarosa. Miało to miejsce we Włoszech. Pan Klaudiusz sam o tym napisał:

Witam, nazywam się Klaudiusz D'Amato, urodziłem się w Neapolu 2 grudnia 1954 roku. To, co zaraz opowiem nie jest wymysłem mojej wyobraźni, ale obiektywnym, przeżytym przeze mnie wydarzeniem.
Z powodu oponiaka czołowego, znacznego rozmiaru, byłem operowany przez prof. dr V. A Martino,   ordynatora neurochirurgii. Wydarzenia, o których teraz opowiem przebiegały tak szybko,  że nie miałem i nie mam jeszcze możliwości  uświadomić sobie w pełni co się stało.
Wszystko zaczęło się pod koniec czerwca 2020 rok.   Idąc w górę Via Velia w Salerno, aby udać się na przystanek metra przy Via Vernieri poczułem ukłucie w oku po  prawej stronie, jakby weszła tam jakaś muszka. Próbowałem przejechać palcem po oku, aby upewnić się, czy to rzeczywiście mucha, ale te latające ciała określane w okulistyce jako   muchy latające w ogóle nie znikały wręcz przeciwnie powodowały ogromny dyskomfort,  który z dnia na dzień był coraz większy. Zdecydowałem się więc na badanie okulistyczne dna oka myśląc o zaćmie. Okulista (bardzo skrupulatny!!!) powiedział mi,  że dno oka  jest nienaruszone i że w moim wieku, a nie skończyłam jeszcze 67 lat  muszę nauczyć się żyć  z  tego  typu dolegliwościami, które nazwał "latającymi muchami". Przepisał  mi suplementy do przyjmowania przy każdej zmianie pory roku. Teraz kiedy chirurg usunął mi oponiaka, zrozumiałem, że to właśnie ta masa swoim ciężarem uciskała nerwy pod okiem i latające  muchy „odleciały”, zniknęły lub zostały zredukowane do minimum.
Pod koniec września zacząłem wstawać w nocy do toalety, ale nie w sposób normalny dla mojego wieku. Zapisałem się więc na badanie urologiczne. Urolog z kliniki Malzoni w  Avellino stwierdził, że wszystko jest w normie, USG prostaty nie wykazało żadnych zgrubień, a ja byłem zdziwiony i próbowałem zasugerować czy to moje nocne wstawanie nie wynika ze stanu niepokoju związanego ze zbliżającą się od  lutego emeryturą.  Na tę moją  hipotezę lekarz, niemal zirytowany, odpowiedział mi z kwaśną miną  mówiąc, że te dwie rzeczy są zupełnie niezależne od siebie i że nie ma tu żadnej korelacji.
Nie byłem zadowolony z  przebiegu badania  urologicznego,   dlatego zdecydowałem się na drugą wizytę urologiczną: tym razem wybór padł na urologa z Castellammare di Stabia, który również miał wiedzę na ten temat. Powtórzyłem wszystkie badania, ale ten drugi urolog potwierdził tylko diagnozę pierwszego urologa.
1.lutego przeszedłem na emeryturę, a 4. marca  odwiedziłem  neurologa, dr Busillo i jego gabinet w Battipaglia, ten doktor został polecony, ze względu na swoje umiejętności, przez przyjaciela mojej żony Anny. Miał on decydujące znaczenie dla całej sprawy, dzięki jego sugestii doszło do interwencji i wyboru neurochirurga, dr Martino.
Pod koniec  badania  neurologicznego,   gdy wstawałem z kozetki lekarza,     który młotkiem badał wrażliwość zakończeń nerwowych na stopach i kolanach, powiedziałem:
"Panie doktorze prawa strona jest zimniejsza  od lewej.  Neurolog  mi nie odpowiedział, ale wśród badań do wykonania skierował mnie na rezonans magnetyczny czaszki z angiografią MR wewnątrzczaszkową”.
W międzyczasie sytuacja pogarszała się z dnia na dzień moja prawa stopa coraz bardziej „pełzała” po podłodze lub po jezdni, gdy szedłem praktycznie nie mogłem jej podnieść, nie byłem już w  stanie podciągnąć spodni chyba, że siedziałem na łóżku, to samo działo się przy zakładaniu butów, a przy prowadzeniu samochodu moja żona Anna musiała skręcać kierownicę w lewo i mówiła do mnie "Klaudiuszu czasami zjeżdżamy z drogi" ... i rzeczywiście miała rację, zdawałem sobie z tego sprawę i starałem się ograniczyć prędkość samochodu, jadąc powoli i skręcając kierownicą w lewo.
Rezonans miałem w poniedziałek 21 marca na w Salerno. wizyta była opóźniona, więc byłem trochę zestresowany. W końcu usłyszałem od pracownika laboratorium: "Panie D'Amato, może pan już odejść”. Przejeżdżając z żoną Anną przez tunel, przy wjeździe na obwodnicę Salerno, usłyszeliśmy telefon. Komunikowano nam, że możemy natychmiast odebrać wynik rezonansu. Prawdę mówiąc byłem tak zmęczony i wyczerpany, że nie mogłem prowadzić samochodu, czułem, że siły mnie zawodzą i mój refleks jest przytępiony, ryzykowałbym wypadek, więc powiedziałem żonie, że poczekamy na Angelo, mojego syna, kiedy wróci z uczelni i wtedy pojedziemy  po ten wynik I tak też zrobiliśmy. Mój syn wrócił z Neapolu i akurat miał tyle czasu,  żeby coś przekąsić i pojechaliśmy do Salerno  do Centrum Polidiagnostycznego, aby odebrać badanie rezonansu.
Wyniki diagnostyki papierowej były takie: przypuszczalny oponiak czołowy o wymiarach 5 x 5  x 7. W tym momencie poczułem, że wali mi się świat.
Wróciliśmy do domu, Angelo zajrzał do internetu i przeczytał, że oponiaki tej wielkości można operować tylko chirurgicznie i że wynik nie jest przesądzony, bo w przypadku, gdy są zbyt duże operacja może mieć poważne konsekwencje: albo  krwotok mózgowy, albo poważne trwałe lub częściowe zmiany, które trzeba wspomagać długotrwałą fizjoterapią. Krótko mówiąc od wyniku operacji zależał cały przebieg choroby.
Nie  mogłem już mówić byłem tak zdenerwowany,   Anna pomyślała o tym, żeby zadzwonić do neurologa w Battipaglii, doktora Busillo,   z  pytaniem, czy zna dobrego neurochirurga. Dr Busillo,   ordynator oddziału neurologii w szpitalu  w Eboli, poprosił z kolei moją żonę o przesłanie mu diagnozy rezonansu magnetycznego przez WhatsApp i po chwili przesłał dwa numery telefonów komórkowych, jeden neurochirurga ze szpitala Umberto I w Nocera Inferiore (który nie odebrał połączenia) i drugi w Vallo della Lucania, który jak tylko zadzwoniliśmy odebrał. Dr Martino natychmiast przesłał diagnozę i po krótkim czasie oddzwonił mówiąc, że chce mnie zbadać. Poprosił nas, abyśmy zadzwonili do jego sekretarki w Torre del Greco, gdzie miał swoją prywatną praktykę i zarezerwowali miejsce już w środę, prosząc, by nas dodano do listy, nawet jeśli sekretarka odpowiedziałaby, że wszystko jest już  zajęte,
W środę 23. marca zrobiłem badanie i neurochirurg pokazał mi na swoim komputerze to, co znajdowało się w środku mojej głowy. Ten "oponiak był potworniakiem”, który ze względu na swoją wielkość zajmował oba płaty, chociaż przeważał po lewej stronie, dlatego dolegliwości ujawniały się po prawej stronie. Dr  Martino dodał, że na szczęście oponiak nie zszedł do przewodów w przeciwnym razie operacja byłaby jeszcze bardziej skomplikowana. W piątek 25. marca, kiedy mój syn Angelo i moja żona Anna byli w supermarkecie obok salonu Forda w Salerno, ja oparłem się o samochód na zewnątrz parkingu i skorzystałem z okazji, aby sprawdzić połączenia, które otrzymałem na mój telefon komórkowy. Widziałem numer na czerwono, który    powtarzał  się, ale   którego celowo nie odebrałem myśląc, że    to kolega ze stowarzyszenia, który chciał dokonać rezerwacji  w związku z inicjatywą, którą opublikowałem kilka dni wcześniej, ale  potem natychmiast odwołałem. Pomyślałem, że widocznie ten kolega nie wiedząc, że  wyjazd został odwołany chciał mnie o to zapytać. Widząc jego nalegania spróbowałem oddzwonić na ten numer na czerwono:
„Witaj”, powiedziałem. Na drugim   końcu usłyszałem: "Tu dr Martino". Odpowiedziałem: „Dzień dobry tu D’ Amato, czy pan do mnie dzwonił?” Odpowiedział: „Tak we wtorek  proszę przyjść do szpitala w Vallo della Lucania na czczo, aby zostać przyjętym; w czwartek 29. marca będę miał przygotowaną salę operacyjną do operacji". A ja odpowiedziałem: „Dobrze doktorze, dziękuję”.
Wszedłem do supermarketu i uprzedziłem moją żonę Annę i syna Angelo o telefonie. Byłem oszołomiony prostotą i pokorą tego lekarza, którego w zasadzie widziałem tylko raz, a moja żona i syn też byli pod  wrażeniem jego skromności i zasadniczości.
W Scali, w małej   miejscowości na Wybrzeżu Amalfi, znajduje się klasztor sióstr zakonnych Najświętszego Odkupiciela i tam też  jest moja córka Lodovika, która wstąpiła do klasztoru 25. marca 2014 roku. Jak co roku kupiłem dla Wspólnoty trzykilogramową pisankę z ciemnej czekolady, a dla córki, jednokilogramową  z mlecznej. Dodatkowo miałem mały prezent dla córki, bo 11 kwietnia miałaby urodziny. Poprosiłem moją drugą córkę Reginę, aby mi towarzyszyła, ponieważ wiedziałem, że nie mogę już  prowadzić samochodu. Chciałem jednak przywieźć te prezenty przed operacją, której niepewny wynik nie dawał nadziei na rychłe odwiedziny Scali.
W międzyczasie rozeszła się też wiadomość o mojej operacji i wszyscy powiedzieli mi, że będą się za mnie modlić. Nawet koledzy z  pracy stworzyli grupę WhatsApp "Trzymaj się  Klaudiuszu", aby Anna mogła ją aktualizować z dnia na dzień i przekazywać wszystkim wiadomości o wyniku operacji i przebiegu pooperacyjnym.
Przyjechałyśmy do klasztoru w niedzielę około godziny dwunastej i moja córka s. Lodovika przyjęła nas w sali błogosławionej  siostry Marii Celeste Crostarosy. Po przywitaniu córka natychmiast zaprowadziła nas do kościoła klasztornego, abyśmy mogli wspólnie pomodlić się przed figurą bł. Marii Celeste, która pojawiła się tutaj dopiero w  grudniu ubiegłego roku. Kilka minut później przyszła również siostra  Imma Concetta Di Stefano, przełożona,  która zwróciła się do mojej  córki Lodoviki i powiedziała do niej: „Czy kazałaś tatusiowi włożyć rękę w dłoń Błogosławionej, tam gdzie są relikwie?” Włożyłem rękę w  to miejsce, o którym mówiła Przełożona i odmówiłem krótką, osobistą modlitwę, a następnie moja córka, również spontaniczną modlitwą, powierzyła losy operacji wstawiennictwu Błogosławionej, aby mogła pokierować ręką chirurga w usuwaniu guza. Obecne były moje córki Lodovika i Regina, zięć Marco i moja żona Anna. Po tej chwili modlitwy weszliśmy ponownie na górę, do salonu, gdzie wszystkie siostry przyszły mnie przywitać, zapewniając o swoich modlitwach i bliskości.
Zostałem  przyjęty we wtorek  29 marca zgodnie z planem, a w czwartek 31 marca byłem operowany z powodu oponiaka czołowego w szpitalu San Luca w Vallo della Lucania, na oddziale neurochirurgii u profesora dr Martino. Operacja trwała sześć godzin bez żadnych komplikacji. Następnego dnia neurochirurg   dr Martino powiedział mojej żonie i córce, że operacja zakończyła się  pełnym sukcesem, a oponiak był dużych rozmiarów, niełatwy do usunięcia. Z wielką pokorą wyznał, że zespół był bardzo dobry i że prawdopodobnie w innej, mniej zaawansowanej, placówce pacjentowi łatwo groziłby częściowy paraliż lub nawet śmierć, ale w każdym przypadku, oprócz umiejętności, z pewnością ręka z nieba kierowała  całą operacją pana D Amato.
Po operacji przez kilka godzin  pozostawałem w stanie sedacji i jedyne co pamiętam z tamtych chwil to wspinanie się po barierkach ochronnych szpitalnego łóżka, upadek na podłogę, niemożność wstania i niemożność wezwania pomocy, bo mój głos nie chciał się wydobyć.
W miarę upływu godzin i dni  zacząłem też mieć różne wspomnienia z operacji. Pierwszą rzeczą jaką zapamiętałem było to, że kiedy spałem na sali operacyjnej obok mnie była błogosławiona Maria Celeste Crostarosa, zatroskana i jakby wzburzona, z ożywieniem podpowiadała lekarzom:  „Tnijcie tu, uwaga tam, to nie”. Natychmiast powiedziałam o tym córce  i siostrom; czy to była sugestia nie wiem, ale to zapamiętałam wyraźnie.
W poniedziałek, trzy dni  po usunięciu oponiaka, profesor powiedział mi, że muszę odbyć rehabilitację. W środę   6. kwietnia zaledwie sześć dni po operacji zostałem przewieziony karetką ze szpitala San Luca w Vallo della Lucania w Neapolu do Clinic Center, firmy powiązanej  z SSN (Narodowy System    Zdrowia), aby rozpocząć fizjoterapię. Centrum Kliniczne w regionie Kampanii wśród placówek fizjoterapeutycznych działa naprawdę doskonale. Na pierwszy rzut oka zasady panujące w placówce wydały mi się surowe szczególnie, jeśli chodzi o wizyty u pacjentów, Jest ścisły harmonogram i obowiązek zrobienia, w związku z pandemią, wymazu przez odwiedzającego, który należy wykonać rano przed wejściem. Możliwe odwiedzanie pacjenta tylko dwa dni w tygodniu.
Lekarze na trzecim piętrze neurologii byli zdumieni moim przebiegiem pooperacyjnym. Wszyscy pytali mnie o nazwisko neurochirurga i szpital, w którym przeprowadzono operację. W związku z tym neurolog oddziału dr Cantone poprosił o obejrzenie DVD pierwszego rezonansu i powiedział, że chirurg był naprawdę dobry w tym, że niczego nie naruszył, inni pytali mnie o dolegliwości i wrażenia.
Im więcej dni mijało w Centrum Klinicznym tym bardziej czułem cudowność tego jak przebiegała operacja. Uświadomiłem sobie, że rzeczywiście ktoś z nieba kierował ręką chirurga, o co wielokrotnie prosiłem w modlitwach zanoszonych za mnie.
Potwierdzeniem tej mojej myśli było spotkanie z  panią Tiną Mallardo, pacjentką, której absolutnie nie znałem i która tak jak ja przebywała w Poradni Centrum rehabilitacji pooperacyjnej  w związku z wymianą stawu biodrowego i kolanowego. Po południu w czwartek 14 kwietnia br. w sali terapii zajęciowej, zapytała mnie, dlaczego tu jestem, a ja opowiedziałem jej o operacji, którą przeszedłem. Pani Mallardo natychmiast wykrzyknęła: Doświadczył pan cudu, ktoś  prowadził rękę chirurga. Byłem zdumiony i zapytałem ją jak może  mówić takie rzeczy. Opowiedziała mi, że jej szwagier, po podobnej operacji jak moja, jest teraz na wózku inwalidzkim i niestety nie jest już samowystarczalny. Po wysłuchaniu jej opowiadania powiedziałem jej, że mam  córkę w klasztorze, a także, że modliłem się przez wstawiennictwo Założycielki Zakonu Najświętszego Odkupiciela błogosławionej Marii Celeste Crostarosa.
Opowiedziałem jej jak cała Wspólnota sióstr redemptorystek modliła się za mnie, a także o moim zbliżaniu się do rzeczywistości wiary. Początkowo nie  znając tego miejsca, jego spokoju i ukojenia, które przynosi, byłem nieco sceptycznie nastawiony do wyboru przez córkę kontemplacyjnego życia. Potem, uczęszczając do Klasztoru stał się on moją oazą spokoju. Z czasem błogosławiona  Maria Celeste została moją matką duchową i poczułem w sercu (to był pewien rodzaj intuicji), że muszę współpracować siostrami, aby z okazji jej beatyfikacji 18 czerwca 2016  r salka  klasztorna, którą redemptorystki wykorzystują na spotkania z  rodzinami i młodzieżą została nazwana jej imieniem, aby wszyscy o  niej pamiętali. Rzeczywiście postarałem się o  ceramiczny wizerunek,  który  został  umieszczony przed salą Błogosławionej  Marii  Celeste  Crostarosy 25 czerwca 2016 roku.
Dowód „tej intuicji” przyszedł dopiero teraz po sześciu latach od  umieszczenia obrazu.  Rzeczywiście  w czwartek 2. czerwca  2022  roku  córka właściciela restauracji "Pingwin" powiedziała mi, że jest jej znana ta rozmównica sióstr, ponieważ w sali "Błogosławionej  Marii Celeste Crostarosa" odbyło spotkanie przed jej ślubem, Usłyszawszy te słowa przypomniałem sobie co kiedyś w jakimś natchnieniu podsunęła mi Błogosławiona: „Moje imię musi być znane nie tylko tym, którzy tam  mieszkają (w klasztorze), ale także tym, którzy tam przechodzą” Dziś  wzrusza mnie sama ta myśl.
Szczególna obecność błogosławionej Marii  Celeste towarzyszyła mi od pierwszego dnia przyjęcia do szpitala . Rzeczywiście, rozmawiając ponownie z panią Mallardo, opowiedziałam jej jak w dniu przyjęcia do szpitala w Vallo della Lucania niczego się nie obawiałem wręcz przeciwnie czułem, że towarzyszy mi dłoń Matki Celeste Crostarosy, która przekazała mi spokój i poczucie bliskości.
Kolejne potwierdzenie, że  zostałem  cudownie  przeprowadzony przez ten czas, przyszło gdy otrzymałem telefon od mojej koleżanki Giuseppiny, która opowiedziała mi (w drugim tygodniu mojego przyjęcia do Centrum Klinicznego) o swojej 66-letniej kuzynce, która dwa dni po mnie była operowana w Szpitalu Gemelli w Rzymie z powodu oponiaka czołowego i obecnie była w śpiączce. Lekarze nie dawali jej nadziei na przeżycie, ponieważ podczas operacji doszło do krwotoku mózgowego. Do dziś ta pani jest w stanie wegetatywnym
Kiedy podczas pobytu w Centrum Klinicznym poskarżyłem się fizjoterapeutce Marghericie Coronato na mój powolny powrót do zdrowia. Lekarz zdecydowanym tonem odpowiedział mi  "Panie 
D’ Amato czy to możliwe, że nie zdaje pan sobie sprawy z operacji którą pan przeszedł i z postępów jakie pan poczynił i czyni?  I tu wskazał mi dwóch chłopców, których rehabilitacja postępuje bardzo powoli, a zostali przyjęci jeszcze przede mną.
„W pana wypadku - dodał - postępy są po prostu cudowne..,”
Wszyscy, od fizjoterapeutów po lekarzy, podziwiali moją niezwykle szybką rehabilitację. Po 42 dniach dokładnie18 maja  2022 roku zostałem wypisany z Centrum Klinicznego w Neapolu całkowicie wyleczony i mogę śmiało powiedzieć, że zostałem "cudownie" uzdrowiony.
Cava de' Tirreni, 20 maja 2022

tł. s. EwaK.